poniedziałek, 28 października 2013

Misja - ukryć żeliwnego potwora

Joanna (JOKUKO design)
Termometr za chwilę zacznie odmierzać dni do rozpoczęcia sezonu grzewczego. Żeliwny kaloryfer wagi ciężkiej i urody wątpliwej to niestety częsty element wyposażenia mieszkań starszej daty. Niezwykle pożyteczny o ile nie zapowietrzony, najładniej wygląda kiedy go nie widać. W związku z powyższym tematem dzisiejszego posta będzie kaloryfer sprytnie ukryty.

Najprostszym, ale jednocześnie nie tak tanim sposobem na pozbycie się żeliwnego potwora jest wymiana na nowy, zgrabny i trącący urokiem dyskretnej elegancji grzejnik.

…dopiero w przyszłym roku. 

p. s. Oczywiście wymiana grzejnika to idealny pretekst do spotkania ze znajomymi. Podczas gdy dwóch imienników znosi żeliwnego kolosa do bagażnika samochodu taktownie mijając zadbane dzięki ustawie śmieciowej kontenery, jest czas na nawiązanie nowej znajomości w domowym zaciszu i absyntem uczczenie obecności następcy swego porzednika :) 

Kiedy wnętrze żeliwnego potwora zabulgocze wodą, na wymianę jest za późno. Przypuszczam, że pisząc tego posta idealnie trafiłam właśnie w ten moment. Wodę dopiero wiosną można spuścić i wtedy przystąpić do ewentualnej wymiany. Piszę – ewentualnej – bo być może do przyszłego sezonu grzewczego rozmyślicie się. Jest sposób na to, by kolejnej zimy nie spędzać w dyskusyjnie urodziwym towarzystwie. Ratunek w obudowie. Tylko uwaga. Obudowa może się okazać tak ładna i tak praktyczna, że wprowadzi się na dłużej, a wtedy wymiana na nowy kaloryfer będzie niepotrzebna.


Osłona na kaloryfer może zmienić charakter wnętrza oczywiście pod warunkiem, że została estetycznie wykonana. Fuszerka bardziej zeszpeci wnętrze niż świecący gołymi żebrami kaloryfer. Dlatego do pracy należy się solidnie przyłożyć. O tym, by nowa aranżacja stylem wpisywała się w dotychczasowe otoczenie mówić chyba nie trzeba. Każdy mebel z innej parafii akceptuje tylko styl eklektyczny, pod warunkiem, że wiemy jak go ze smakiem zbudować we wnętrzu. Zakładając jednak, że wnętrze zostało urządzone w innym, konkretnym stylu, nowe szaty kaloryfera trzeba do niego dopasować.


W projekcie obudowy uwzględnić trzeba dziurki, perforacje, lamele, szczeliny, czy jakkolwiek to nazwiemy. To ważne dla prawidłowej cyrkulacji powietrza. Co z tego, że obudowa będzie estetyczna, jeżeli zablokuje ciepłe powietrze. Pozatym, obudowa będzie ładnie się prezentować, jeżeli zostanie wykonana na równi z parapetem. Co jeżeli kaloryfer jest krótszy od parapetu? Boki osłony można zagospodarować półkami na książki. Dzięki temu literatura zawsze będzie cieplutka, jak nie przymierzając świeże bułeczki :)


Pamiętać należy, że choć wykonanie osłony jest tańsze w porównaniu z wymianą grzejnika, to finalnie koszty nieco wzrosną. Osłonięty kaloryfer ma utrudniony obieg powietrza w związku z tym mierniki ciepła będą notować nieco większe koszty. Dlatego tak istotna jest ażurowa struktura frontów obudowy. Jest to rozwiązanie praktyczne i jednocześnie podkreślające efekt wizualny. Obudowa nie przypomina drewnianej lub metalowej skrzynki, jest lekka, transparenta. 

Poza kwestią estetyczną, ważne jest również bezpieczeństwo najbliższych i tu osłona spisuje się wyśmienicie. Ci, którzy mają małe dzieci, osłaniając kaloryfer mogą odetchnąć z ulgą. Wszędobylski i ciekawy świata malec, dzięki obudowie nie oparzy się i nie uderzy główką w żeberko. 

Ładna osłona jest? Jest. Kaloryfera nie widać? Nie widać. Ciepło, ładnie i pięknie. Tylko pamiętaj, żeliwny potwór ciągle jest na posterunku, mimo że Ty go nie widzisz, on widzi Ciebie przez dziurkę w ażurku :D

Dziękuję za odwiedziny :) Jeśli podobają Ci się moje teksty wyraź to w komentarzu, podziel się tekstem ze znajomymi lub zaproponuj mi współpracę. A... i często odwiedzaj Lovearti Studio :)


Pozdrawiam, Joanna (JOKUKO design)

piątek, 25 października 2013

Cukierek albo psikus

Joanna (JOKUKO design) 
Halloween to jedyny dzień w roku, kiedy nasze przytulne mieszkanka mogą stać się wnętrzami niczym z filmów grozy. Nietoperze, zjawy, ludzie w maskach jak z galerii osobliwości, klimat niczym z filmu Rodzina Adamsów… a za drzwiami dzieci z pytaniem „cukierek, albo psikus”…no i dynia. Popkultura amerykańska tak ją wylansowała, że ta stała się chyba najsłynniejszym symbolem Halloween. W latach 90 dynia wyszczerzyła się szczerbatym uśmiechem również w Polsce. Upiornym wyrazem dyniowej twarzy straszy do dziś. 

Choć fanką święta nigdy nie byłam, dynia w moim domu gości pod różną postacią, oczywiście tylko i wyłącznie na talerzu. Postrach siejąca aranżacja też nie podbija mojego serca. Okazuje się jednak, że halloweenowe dekoracje nie muszą być infantylne, plastikowe i pachnące taniością. 

Kolację przy tak udekorowanym stole chętnie bym zjadła, pod warunkiem, że te srebrne  czaszki oczka w głowie pozbawione nie zerkałyby na mnie spode łba. Oczywiście w grę wchodzi tylko danie z dynią w roli głównej :)
źródło: betweennapsontheporch. net


źródło: zazzle.co.uk, etsy.com,mykirklands.com, rubberstamping.about.com, bespokecustomgifts.com, overstock.com, blog.tinyprints. com

Dziękuję za odwiedziny :) Jeśli podobają Ci się moje teksty wyraź to w komentarzu, podziel się tekstem ze znajomymi lub zaproponuj mi współpracę. A... i często odwiedzaj Lovearti Studio :)


Pozdrawiam, Joanna (JOKUKO design)

wtorek, 22 października 2013

O tym, jak nie wykąpałam się w wannie

Joanna (JOKUKO design) 
Naburmuszone w zeszłym tygodniu niebo i wisielczy humor spowodowany nieprzyjazną aurą sprowokowały myśl o długiej kąpieli w pianie, z inspirującym tekstem, w romantycznym klimacie płonących świec. 
… 
Marzenia ściętej głowy. Świeczki pewnie by się znalazły, coś do czytania również, ale wanna? Chyba u sąsiada. Hm… to by było niemoralne :)

Tak od pogody, kiepskiego humoru i braku wanny zaczęłam się zastanawiać jak to było w czasach, kiedy wanny w domu nie miał prawie nikt. I tak napisałam ten post.


Określenie Francja elegancja należałoby przekształcić na Francja ignorancja, przynajmniej w zakresie dbania o higienę. Na dworze Króla Ludwika XIV, znanego też jako Król Słońce panowały bowiem szeroko akceptowalne brud, smród … i bogactwo (przede wszystkim stroju). Flakony perfum lały się strumieniami wnikając w warstwy szat, koronek i koroneczek, które usiłowały ukryć efekt obwarowanego prawnym zakazem i mentalnie zakorzenionego strachu przed wodą. Zgodnie z wierzeniami o wodzie jako śmiertelnie oddziałującej na ludzkie ciało, zakaz kąpieli obowiązywał do siódmego roku życia. Podobno wspomniany król poraz pierwszy wykąpał się mając 7 lat. Szybko czynności tej jednak zaniechał, gdyż pierwsze spotkanie z wodą zakończyło się kłopotami ze zdrowiem. Jak się okazało, przekroczenie tej newralgicznej granicy wieku nie szło w parze z porzuceniem praktyk unikania wody. Dworzanie nadal stronili od kąpieli. Perfumy i woń niemytych latami ciał przyćmiewały wielkość Wersalu i przyprawiały o mdłości. Wspaniałość XVI-XVIII wiecznego dworu to tylko filmowa fikcja, która pozwala wierzyć w arystokratyczny splendor. Upudrowane na biało twarze to nie efekt ówczesnej mody, lecz sprytna maska zasłaniająca grube warstwy brudu. Wysokie jak wieżowce peruki skrywały skolonizowane w kołtunach włosów wszy, na które służba polowała ze złotym młoteczkiem i kowadełkiem. :)
 
źródło: housebeautiful.com, squarestate.net, thedecoratingdiva.com,meredithstarrettdesigns.blogspot.com,

 digsdigs.com, ohua88.com

Zagadnienie dbania o higienę ma jednak znacznie dalej sięgające korzenie. W średniowiecznych warownych zamkach otoczonych fosą unosił się swąd będący przykrym następstwem załatwiania potrzeb fizjologicznych gdzie popadnie. Oczywiście lista tych potrzeb nie zawierała jednej podstawowej – kąpieli. W związku z tym, iż wierzono, że kąpiele są przyczyną migreny, bólu zębów i otwierają ciało na choroby, takie jak ospa, czy dżuma, unikano ich w obawie przed zarażeniem. Brak kanalizacji sprawił, że gromadzące się w budynkach nieczystości wyrzucano przez okno nie zważając czy spadną na przechodniów. Światopoglądowa zaściankowość wieków średnich doprowadziła do zaniechania higieny, którą na powrót zainteresowano się w okresie późnego średniowiecza. Ocuciło to kulturę spotkań w łaźniach i korzystania z ich dobrodziejstw. Już w starożytności łaźnie miejskie stanowiły ośrodek życia towarzyskiego, miejsce wymiany opinii i poglądów. Obok kąpieli, zabiegów pielęgnujących ciało i masaży, można w nich było skorzystać z usług dentystycznych czy fryzjerskich.:)


źródło: londonoa.com, freshome.com, webstash.no, 
hungarianprovence.blogspot.com, theaandsami.blogspot.com, 
www.rofy.net
Jednak, dzieje łaźni są jak sinusoida. Obawa przed rozprzestrzenieniem się chorób sprawiła, że znów zostały zamknięte, by pod koniec XVIII wieku odrodzić się jak feniks z popiołów. Ich wygląd nieco jednak się zmienił. Z dużych publicznych sal z wielkim basenem przekształciły się w prywatne pokoje kąpielowe z wannami wynajmowane na godziny.

Pod koniec XIX w. łaźnie ustąpiły miejsca łazienkom coraz częściej budowanym w prywatnych domach. Ten skok milowy w eliminowaniu brudu i dbaniu o higienę zawdzięczamy upowszechnieniu systemu kanalizacji, który przypomnijmy, już dawno wynaleźli starożytni. Czasy pławienia się nieczystościach zrekompensowały wynalazki – miska ustępowa ze spłuczką, wynalezioną oczywiście przez Chińczyków i papier toaletowy, który w niepamięć puścił swoich poprzedników: mech i liście. Wiek XIX to okres wielkiej rewolucji przemysłowej i niemniejszego przemeblowania w głowach społeczeństwa. Wstydliwy obraz nieumytego Europejczyka zmienił się wraz ze zmianą podejścia do kwestii kąpieli i postrzegania czystości ciała za pyszne i lubieżne. Dziś każdy ma łazienkę. Choć zwykle jest to najmniejsze pomieszczenie w domu, to w przeciwieństwie do niegdysiejszych gwarnych łaźni, jest zarazem miejscem świętego spokoju. :) Strach przed wodą ustąpił miejsca przyjemności relaksowania się w wannie, a zaniedbana łazienka niegdyś przeznaczona tylko i wyłącznie do załatwiania potrzeb fizjologicznych, zyskała status miejsca intymnego, sprzyjającego relaksowi i dbaniu zarówno o higienę ciała i umysłu.


Dziękuję za odwiedziny :) Jeśli podobają Ci się moje teksty wyraź to w komentarzu, podziel się tekstem ze znajomymi lub zaproponuj mi współpracę. A... i często odwiedzaj Lovearti Studio :)


Pozdrawiam, Joanna (JOKUKO design)


wtorek, 15 października 2013

Bobo (Boho) - styl dla indywidualistów

Joanna (JOKUKO design) 
Kiedy Europę ogarniała uniformizacja w dziedzinie aranżacji wnętrz, Francuzów zjawisko niespecjalnie interesowało. Kiedy wszyscy wzorowali się na szwedzkim i duńskim designie, Francuzi zajmowali się rewaloryzacją tego, co stare. Zakupy robili na pchlich targach, a na strychach wynajdowali designerskie perełki sprzed dekady, albo dwóch. Wszystko co vintage stanowiło dla nich ostatni szyk mody. Ich indywidualne podejście do aranżacji wnętrz stanowi dziś kolebkę stylu zwanego stylem paryskiej bohemy, który od określenia bourgeois boheme – mieszczańska cyganeria nazywany jest bobo lub boho. Ten jeden z najbardziej kolorowych stylów w aranżacji wnętrz to dzieło tak zwanych mieszczuchów, ludzi młodych, wykształconych, uprawiających wolne zawody, a przy tym otwartych na świat i zorientowanych w zakresie designu.
źródło:kokopelia.pl, lovingit.pl, interiorgallerydesign.com, interiorholic.com
Wizytówką stylu bobo (boho) jest eklektyzm, u podstaw którego należy upatrywać ruchu zwanego brocante, czyli zbieranie staroci. Wszystko co nosi znamiona przeszłości, ma swoją historię lub nazywane jest przedmiotem z duszą, nabiera znaczenia. Francuzi doskonale to wykorzystują i łącząc stare z nowym tworzą oryginalne wnętrza w stylu, któremu wiele można przypisać, ale na pewno nie to, że jest nudny. W kategorii "nowe" mieszczą się zarówno nowo zakupione rzeczy z drugiej ręki, jak również antyki, czy powszechnie dostępne przedmioty z sieciówek.

Mówiąc o stylu bobo (boho) należy go odseparować od jakiegokolwiek utożsamiania czy postrzegania w kategorii total look. To styl, w którym planowany zakup łączy się z nieplanowanym, spontaniczny z praktycznym. Dzięki temu wnętrze ciągle ewoluuje i pulsuje nową energią.

Bobo (boho) najlepiej czuje się w lofcie, jednakże charakter wnętrz w tym stylu można z powodzeniem oddać w murach starej kamienicy, gdzie przeszłość zapisana w architektonicznych detalach współgra i współistnieje w ramach spójnej całości ze współczesnymi regułami w aranżacji wnętrz. Choć oryginalne elementy wnętrza pozostają, sam układ mieszkania ulega przeobrażeniu. Ściany niewygodnie ograniczające przestrzeń znikają na rzecz nowego, niepowtarzalnego układu, jakiego trudno upatrywać u sąsiada. Jeżeli we wnętrzu mieszka bobo (boho), to minimalizm nie ma do niego prawa wstępu. Dużo, kolorowo i bez konkretnych wytycznych. Wnętrze tworzy się niejako samo. Dominują w nim przedmioty niejednokrotnie z innych epok, różne faktury tkanin, wzory, które wbrew pozorom, nie gryzą się. To, co według ogólnie przyjętych norm wydawałoby się kłócić ze sobą, tu żyje w harmonii. Przedmiotów przybywa i mimo, iż każdy może wyglądać jak nie z tej bajki, we wnętrzach typu gypsy interiors wtapia się w przestrzeń sprawiając wrażenie jakby od zawsze w niej był.
źródło: 4.bp.blogspot.com, eugeniamariaefendy.blogspot.com
Bobo (boho) to stylistyczno-eklektyczny shake możliwy do zaakceptowania i strawienia przez nonkonformistów o indywidualnym podejściu do życia. Ktoś poukładany, kto woli bezpieczeństwo działania w ramach pewnego schematu, niekoniecznie odnajdzie się w takiej przestrzeni i może się poczuć jak element, który do tej ekstrawaganckiej układanki niespecjalnie pasuje. 

Jednak...

Podobno, do odważnych świat należy :) odrobina bobo (boho) z pewnością ożywi wnętrze i nada mu nowego wyrazu.


Artykuł przeczytasz również tu: Dom + Dom

Dziękuję za odwiedziny :) Jeśli podobają Ci się moje teksty wyraź to w komentarzu, podziel się tekstem ze znajomymi lub zaproponuj mi współpracę. A... i często odwiedzaj Lovearti Studio :)


Pozdrawiam, Joanna (JOKUKO design)

poniedziałek, 7 października 2013

Przedpokój - wizytówka domu

Joanna (JOKUKO design) 
Jest w domu pomieszczenie, w którym bywamy najczęściej, a mimo to spędzamy w nim najmniej czasu. Czy to możliwe? Możliwe, jeżeli mówimy o przedpokoju. To zwykle niewielkie pomieszczenie pełniące funkcję komunikacyjną pomiędzy pozostałymi pomieszczeniami domu. Przechodzimy przez nie kilkanaście razy dziennie. To również pierwsze z pomieszczeń, do którego wchodzą goście, którzy nas odwiedzają. Pierwsze wrażenie zwykle jest decydujące, dlatego jako wizytówka domu, przedpokój powinien pełnić funkcję reprezentacyjną. Estetyka potrzebuje jednak kompana – porządku. A ten łatwo wprowadzić dzięki odpowiednio dobranym szafkom, wieszakom, półkom, oświetleniu, lustrom i kolorom. Czy w dość ciasnym pomieszczeniu takim, jak przedpokój, harmonia między tym, co praktyczne i tym, co estetyczne jest możliwa, czy dla obu wystarczy miejsca? Wystarczy, ba, zmieszczą się nawet buty, kurtki i parasole, a goście będą ciekawi, co kryje tak zaanonsowana reszta domu.

Przedstawiam Wam kilka ciekawych propozycji na aranżację przedpokoju. Być może postanowicie wdrożyć jakiś pomysł przy odświeżaniu lub remoncie Waszej domowej wizytówki. A może już macie przedpokój, który pięknie zaprasza na Wasze domowe salony? 

źródło: stylowi.pl, lawendowaaleja.blogspot.com, modnesisterki.blogspot.com, funita.blogspot.com
źródło: ana-rosa.tumblr.com, stylowi.pl, praktyczneipiekne.com, odinspiracjidorealizacji.blogspot.com

Dziękuję za odwiedziny :) Jeśli podobają Ci się moje teksty wyraź to w komentarzu, podziel się tekstem ze znajomymi lub zaproponuj mi współpracę. A... i często odwiedzaj Lovearti Studio :)


Pozdrawiam, Joanna (JOKUKO design)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...